Historia pokazów na Wielkim Ekranie kinowym
2011.11.20 - Bezkrwawa wyprawa krzyżowa - czyli Syria i Jordania na rowerze - Grzegorz Baltazar Kajdrowicz
Na lotnisku w Damaszku, a w zasadzie pod Damaszkiem wylądowaliśmy zgodnie z planem i ok. 2 byłem już po odprawie. Rower przyleciał w zasadzie cały, a i bagaż nie został uszkodzony. Więc zabrałem się za skręcanie i pakowanie. Wzbudziłem niezłe zainteresowanie swoją obecnością wśród tubylców. Bardzo chcenie pomagali mi w przygotowaniu pojazdu, nawet brali czynny udział. Ok. 4 rano ruszyłem w trasę. Była jeszcze ciemna noc, a ja musiałem przeskoczyć przez Damaszek. Za cel obrałem sobie monastyry chrześcijańskie w Sajdanaja i Malula. W tym pierwszym jak głosi legenda jest przechowywana skromna ikona Matki Boskiej, wykonana przez św. Łukasza. Jest to miejsce pielgrzymek także i muzułmanów. Klasztor mieści się na wzgórzu 1500 m npm i łatwo się tam rowerkiem wjechać nie da. Przez Damaszek udało mi jakoś przejechać jeszcze przed szczytem komunikacyjnym. Z lotniska do Damaszku jest jakieś 25 km. Kiedy już dotarłem pod wzgórze klasztorne w Sajdanie, zatrzymałem się przy sklepiku z pamiątkami, skąd wychodził prawosławny pop. Obok niego stal mężczyzna, który zagadał do mnie po angielsku i powiedział, że jest z Jordanii. A ja mu, że mam w Jordanii znajomego - dr Zijada. Jak to usłyszał, to zaniemówił, ja zresztą za chwilkę też. Ten jegomość stwierdził, że jest wujkiem Zijada. Hm, świat jest niesamowicie mały. Sam klasztor - zamek jest niewielkim obiektem, ale widok z niego jest bardzo miły. Roztacza się na cala dolinę. Potem udałem się dalej. Miałem zamiar dotrzeć do miejscowości Malula, gdzie także jest monastyr. Ten dość sławny klasztor i świątynia pod wezwaniem św. Tekli jest dość specyficznym miejscem. Został wybudowany w zasadzie w jarze skalnym, w miejscu, gdzie była niegdyś pustelnia św. Tekli. Jest to ostatnie miejsce, gdzie mówi się w języku Jezusa, czyli po aramejsku. Nocleg znalazłem u sióstr w konwencie. Pokoje wchodzące w skały, łóżka dość wygodne z czystą pościelą. We wspólnych łazienkach gorąca woda. Dziś też jadłem coś, co się nazywa HUMUS. I żeby było weselej z ogórkami kiszonymi. Tak więc, kiszone to nie tylko nasza domena. Nadmieniam również, że wczoraj robiłem SYRkole i już ją piję :)) Po drodze byłem kilkakrotnie zapraszany na kawę i herbatę. Proponowano mi także i nocleg. Okazuje się, że Syryjczycy to bardzo sympatyczni i gościnni ludzie. Przejechałem prawie 100 km, a w pionie wzniosłem się na 1300 m. Jak na 1 dzień pobytu, to całkiem spory odcinek. [...]